Legendy i wierzenia
ALWERNIA
Królewska kapliczka
Legenda związana jest z wizytą króla Stanisław Augusta Poniatowskiego w Dworze Szembeków w Porębie Rzegoty. Rodzina Szmbeków często zapraszała króla Stanisława Augusta do rodzinnej rezydencji, ze względu na jego zamiłowanie do polowań. Tutejsze lasy, bowiem pełne były dzikiej zwierzyny. Niestety król rzadko decydował się na opuszczenie Warszawy, gdyż uniemożliwiały mu to obowiązki wobec ojczyzny. Pewnego razu jednak, król Stanisław August przyjął zaproszenie i wybrał się w podróż do Dworu Szembeków. Spędzając czas u gospodarzy, król Stanisław zapragnął wyruszyć na polowanie, gdyż dowiedział się o licznej zwierzynie, która zamieszkiwała okoliczne lasy. Tego dnia, kiedy król wyruszył na polowanie stała się rzecz straszna. Oto król Stanisław August napotkał na swej drodze króla lasu - potężnego niedźwiedzia. Zawiodła broń i król musiał stanąć oko w oko z dzikim zwierzem. Będąc zupełnie bezbronny, zaczął modlić się o ocalanie życia, obiecując w zamian wybudowanie w tym miejscu kaplicy. W tym momencie niedźwiedź machnął ogromną łapą. Raniony Stanisław August stracił przytomność. Po kilku dniach ocknął się w Dworze Szmbeków, którzy to znaleźli krwawiącego króla. Poprosił on rodzinę gospodarzy o wybudowanie w miejscu ocalenia życia kapliczkę dziękczynną. Stoi ona po dziś dzień w miejscowości Regulice - Oblaszki. Na podstawie opowiadania Magdaleny Ryby
BABICE
Czarna kareta
Legenda jest ściśle związana z lipowieckim zamkiem. Nocą na zamku zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Słychać szczęk broni, krzyki straży, dźwięki łańcuchów. Na drodze prowadzącej do bramy pojawia się czarna kareta. Porusza się bezdźwięcznie. Prowadzą ją czarne rumaki, których kopyta nie wydają żadnego dźwięku. Czarna kareta pozbawiona jest woźnicy. Kareta po minięciu bramy wjazdowej, zatrzymuje się na dziedzińcu dolnym, a z wnętrza wyłaniają się postacie okryte czarnymi kapturami. Jedna z nich zakuta jest w łańcuchy. Oto przybywa na zamek jego właściciel, zły i okrutny biskup, który sądzi heretyków, występujących przeciw kościołowi. Skazaniec po sądzie kapturowym zostaje osadzony na dnie wieży zamkowej, z której nie ma ucieczki. Turyści odwiedzający nocą zamek Lipowiec opowiadają często i dziwnych zjawiskach, których nauka nie jest w stanie wytłumaczyć w racjonalny sposób.
Na podstawie opowiadania Szymona Piegzy.
CHRZANÓW
Legenda o niezwykłym dzwonie
Większość legend z terenu Chrzanowa związana jest z miejscowością Kościelec, która jest obecnie dzielnicą Chrzanowa.
Na terenie wsi Kościelec mieszkał mały Jakub. Pewnego razu ciężko zachorował. We śnie pojawiła się nagle „Piękna Pani" z lampką w ręce prosząc Jakuba żeby wstał z lóżka i poszedł za nią. Tak też zrobił. W środku lasu „Piękna Pani" pokazała małemu Kubie czarne kamienie, nakazała ukopać cały koszyk i rozpalić je w domu. Wielkie było zdziwienie Kuby, kiedy okazało się, że „czarne kamienie" dają tak wiele ciepła. Następnego dnia Kuba obudził się zdrowy. Jedynie ręce miał czarne, jak kamienie, o których śnił. Opowiedział domownikom o dziwnym śnie i „Pięknej Pani", która się mu ukazała. Mijały lata, Jakub stał się dorosłym człowiekiem. Pewnego roku, kiedy do Kościelna zawitała sroga zima, a ludziom brakowało opału, aby ogrzać swoje domy, Jakub postanowił udać się do miejsca, które pamiętał z dzieciństwa. Ogromne zdziwienie ogarnęło Jakuba, kiedy uderzając kilofem o ziemię wykopał czarne kamienie. Kilka lat później mieszkańcy zaczęli wydobywać w tym miejscu czarne kamienie. Z czasem kamienie nazwano węglem, a ludzi górnikami. Tak też okolice Chrzanowa zasłynęły z wydobywania węgla. Jakub, który sam został górnikiem, pewnego dnia został uwieziony w kopalni. Wtedy to również ukazała się mu „Piękna Pani", którą później tutejsi ludzie nazwali św. Barbarą. Ona to wskazała mu drogę wyjścia ze śmiertelnej pułapki. Na cześć św. Barbary, którą ludzie ogłosili patronką górników odlano dzwon ze znakiem górniczym. Dzwon umieszczono w kościele w Kościelcu, gdzie znajduje się po dziś dzień.
Na podstawie opowiadania Wiktora Latki.
LIBIĄŻ
Legenda o nazwie miejscowości Żarki
Po drugim najeździe Tatarów na nasze ziemie, spora ich ilość po bitwie z polskim rycerstwem w okolicach Krakowa, dostała się do niewoli. Tatarom w niewoli lata upływały, aż wreszcie nadeszła upragniona wolność, którą odkupili sobie ciężką pracą. Pomimo możliwości opuszczenia naszego kraju, nie chcieli stąd wyjechać. Wiedzieli, że u siebie za to, że dali się wziąć do niewoli, czeka ich publiczne poniżenie i śmierć w męczarniach. Błagając na kolanach swojego władcę prosili, aby wstawił się w ich sprawie u polskiego króla. Chcieli się, bowiem tu osiedlić. Król wyraził zgodę, ale pod warunkiem, że Tatarzy przyjmą wiarę chrześcijańską. Po wybudowaniu chat do osady tatarskiej przysłano księdza, aby nauczył ich religii i przygotował do chrztu. Oni jednak szybko zachłysnęli się wolnością i nabrali pewności siebie. Księdza uwięzili w jednej ze swych chat, a sami zaczęli rozboje, napadając na kupców przejeżdżających traktatem w stronę Krakowa. Z początku przypisywano to złym mocom, które najprawdopodobniej nasilały swoją działalność polując na ludzi. Jednak sprawa się wyjaśniła, gdy pewien ranny kupiec cudem ocalał. Doczołgał się pod Lipowiec i tam opowiedział o łotrach napadających na trakcie. Szybko wysłano hufiec zbrojnych rycerzy, którzy w odwecie za fałsz, obłudę i popełnione zbrodnie najechali na osadę tatarską i doszczętnie ją spalili. Uwolniono księdza, a Tatarom odebrano kosztowności zrabowane kupcom. Azjaci ratowali się ucieczką w las. Po jakimś czasie wyszli z ukrycia, odbudowali swe domy i od nowa zaczęli swój niecny proceder. Doniesiono o tym księciu, a ten znów kilka razy wysłał rycerzy, którzy w odwecie robili im "Żarki"- podpalali wieś, by tym sposobem skłonić niesfornych osadników do uległości i posłuszeństwa.
Opracowanie na podstawie książki Wiesława Koniecznego pt. "Libiąskie opowieści i inne".
TRZEBINIA
Legenda o czarownicy Kaśce
Bardzo ciekawe opowiadania z terenu gminy Trzebinia związane są z pałacem w Młoszowej.
W dawnych czasach w chacie postawionej na uboczu wsi Młoszowa mieszkała pewna kobieta. Dom omijany był z daleka, ludzie spoglądali w tamtą stronę z zabobonnym lękiem, bali się nawet wymówić na głos imienia mieszkającej tam kobiety. Powszechnie uważana była za wiedźmę, która swoimi czarami dokucza okolicznej ludności. Bywały dni, gdy dom otaczały tak gęste mgły, że ludzkie oko nie było w stanie nic dostrzec. Do mieszkających najbliżej ludzi dochodziły odgłosy wycia, gwizdów i pohukiwania. Znaki mówiły, że kobieta miała tajemniczych gości z piekła rodem. Śmiałkowie, którzy próbowali podejrzeć, kogo czarownica gości w swoim domu odrzucani nieziemską siłą od płotu budzili się z dala od swoich domów i przez długi czas traci głos. Czas mijał. Ludziom coraz bardziej dokuczały niecne praktyki wiedźmy. Zastanawiano się, w jaki sposób się jej pozbyć. W końcu postanowiono że po porannej mszy mieszkańcy pójdą rozprawić się raz na zawsze z czarownicą. Orszak uzbrojony w święte obrazy i krzyże, z modlitwą na ustach ruszył w kierunku przeklętej chaty. Z boską pomocą udało się pojmać kobietę. Skrępowana poświęconym sznurem nie mogła się uwolnić. Kobieta została doprowadzona na wzgórze wznoszące się nad wsią. Tam zgodnie z wyrokiem starszyzny powieszono czarownicę, a jej dom spalono. Na pamiątkę zdarzenia owa górę nazywano Łysą Górą.
Na podstawie strony internetowej: Folklor Ziemi Chrzanowskiej.